Blogowy paradoks i Mikołajki w połowie kwietnia :)
Oświeciło mnie ostatnio, że w prowadzeniu bloga tkwi zasadniczo pewien paradoks. Otóż gdy nie pojawiają się na nim żadne teksty, to nie dlatego, że nic się nie dzieje, tylko właśnie dlatego, że dzieje się aż za wiele i nie ma czasu o tym wszystkim w klawiaturę klepnąć, zwyczajnie doby brakuje 🙂 Gromadzi się więc tematy, zdjęcia, szkice, stara się, żeby nic nie umknęło, a zaległości się piętrzą i piętrzą.
Moje zaległości sięgają…. bo ja wiem? listopada? grudnia? i to optymistycznie na rzecz patrząc 😀 Czas się jednak zacząć odgrzebywać, dlatego dziś o wycinku listopado-grudnia, kiedy to tradycyjnie już, jak co roku, odbyła się nasza biżuteryjna wymianka mikołajkowa, czyli pospolite ruszenie wykonujących biżuterię (bo się niektórzy bardzo ostatnio burzą na obelżywe niemalże słowo “biżuteryjka” ;)), którzy zbierają się w grupę, losują co kto komu i w tajemnicy wysyłają podarki, czekając też na listonosza, który przyniesie coś dla nich 🙂
Kiedyś na tego typu wymiankę zrobiłam kolczyki dla Jadwiszki, a w tym roku wylosowałam do obdarowania Kasię Kozerę i przyznam, było to dla mnie nie lada wyzwanie! Kasia robi przepiękną biżuterię, więc tym większa była moja trema 🙂 Przez dłuższy czas śledziłam ją więc natrętnie wszędzie, gdzie się dało, zerkałam ukradkiem na jej fejsbukowy profil obserwując, co jej się podoba, co ją urzeka, czego by mogła chcieć, bo choć różne pomysły przychodziły mi do głowy, nic nie przekonywało mnie tak stuprocentowo.
Aż w końcu Kasia któregoś pięknego dnia przyznała się, że lubi biżuterię Mercury Orchid. No i ja się nie dziwię! Przeglądając fejsbukowy profil owej twórczyni, łykałam inspirację haustami i wisior dla Kasi, choć daleko mu do prac Mercury Orchid, sam mi się w głowie narysował 🙂
Przeniosłam pomysł na papier, całość snując na bazie pięknego jaspisu, który na listopadowych targach upolowała na moją prośbę niezastąpiona Gosia Sowa. Narysowawszy, zabrałam się za cięcie blachy, lutowanie cargi, w którą oprawię kamień, oksydowanie, satynowanie i ogólne wykańczanie pracy. Po paru godzinach zostało tylko osadzić kamień 🙂
Zerknęłam jednak jeszcze raz, dla pewności, do Kasiowego listu do Mikołaja. Pamiętałam doskonale, że chciała szeroką bransoletkę lub wisior, ale chciałam upewnić się jeszcze, że nie umknął mi żaden detal. Jakieś “byle nie z jaspisem” na przykład 😉
Odnalazłam maila od organizatorki wymianki, czytam, czytam, i coraz bardziej oczy ze zdumienia otwieram…
- Jeśli srebro/miedź to bransoletka/pierścionek – dość widoczne bo lubię okazałą biżuterię:) – najwięcej w szafie mam brązów i fioletu to tak żeby pasowało 🙂 – reszta wedle uznania 🙂
Że co? Bransoletka albo PIERŚCIONEK? Uwierzcie mi, poczułam się, jakby mi ktoś maila w skrzynce podmienił, słowo daję! 😀 Pierwszy raz słyszę o jakimś pierścionku, jak bum cyk cyk, przecież tam NA PEWNO wcześniej było napisane o wisiorze!!! 😀
Nie muszę dodawać, że termin wysyłki prac upływał nazajutrz, a ja zostałam wieczorową porą z niemal skończonym wisiorem, w który, dzięki niebiosom, nie oprawiłam jeszcze kamienia (uf, ufff…), za to zdecydowanie bez pierścionka i choćby planu na pierścionek! 🙂
Wisior zatem zaczęłam intensywnie przerabiać, ale po tych przeróbkach mógł spocząć tylko w jednym miejscu – pudełku na złom 😀
Zaczęłam od nowa, zachowując nieco cechy wisiora, ale zmieniając formę tak, aby nadała się na pierścionek. Tylko co z obrączką? Kasieńka jest filigranowa, a ja zdecydowanie nie miałam obrączek, które pasowałyby na jej szczuplutkie palce. Znalazłam jednak cudem prawdziwym jakąś pierścionkową bazę, sprowadzają kiedyś ze Stanów, co to miałam do niej podoczepiać kryształy i voila. To się już nigdy nie stanie 😉 Ogniwka na kryształy zostały brutalnie zeszlifowane, a baza posłużyła za regulowaną obrączkę w pierścionku Kasi 🙂
Trzy razy jeszcze przeczytałam maila, zanim odważyłam się wreszcie zakuć kamień, bo nie chciałam, żeby okazało się, że tam jednak – JEDNAK- było napisane o wisiorze 😀 Po zakuciu z trwogą zerknęłam w jego treść raz jeszcze. Nadal mowa była o pierścionku, co za ulga 😉
Ostatecznie takie coś powstało i Kasia bardzo przekonywająco udawała, że jej się podoba 🙂 Ja oczywiście mam zastrzeżenia i wiem, że teraz wiele rzeczy zrobiłabym w nim inaczej, lepiej, ale może będzie jeszcze kiedyś okazja, żeby porwać od Kasi biżuta i niedoróbki w nim poprawić 😉
Zdjęć na palcu niestety nie byłam w stanie zrobić, bo mnie ten pierścionek nawet na najmniejszy paluszek wchodził zaledwie do połowy 😀
A co biżuteryjnego mnie przyniósł Mikołaj? Cudny wisior od Dagusi, z przepięknymi labradorytami i wrappowaną górą 🙂 Mniam!
Dziękuję! :*