Wyzwanie dla samej siebie :)
Przyszło mi ostatnio do głowy w trakcie moich zwyczajowych rozmyślań o niczym w trakcie podlewania kwiatków na ganku, że mam tyle gotowej biżuterii (a część ma nawet zrobione fotki), że musiałabym ją wstawiać do butiku codziennie, żeby kiedyś odgruzować się z zaległości 🙂
I w sumie – hmmm…. refleksja genialna w swojej prostocie – czemu nie? 😉
Oczywiście to się zawsze łatwiej mówi, niż robi, bo godziny w ciągu dnia uciekają jak szalone i czasu brakuje. Bo a to zdjęcia do poprawy, a to paczki do zapakowania, a to maile do odpisania, a to urzędy do obdzwonienia, a to podatki do rozliczenia, a to materiały do zamówienia… Każdy, kto choć krótko pracował “w domu” i to na własny rachunek jako jedyna osoba w firmie wie, jak to wszystko wygląda 🙂 Różowo nie jest 😉
Może trzeba jednak zewrzeć pośladki, jak to mawiali moi kiedysiejsi uczniowie w gimnazjum (nie wiem czemu mam wrażenie, że to była wersja ocenzurowana na moje potrzeby ;)) i po prostu się zmobilizować? I pochwalić się zamiarami, bo wtedy już głupio się wycofać 😉
Ogłaszam więc uroczyście, że przez ten tydzień, aż do niedzieli (korzystając z tego, że od soboty już się rozgrzałam) postaram się zebrać w sobie i choćby skały ss… tfu! (kolejny tekst gimnazjalistów ;)) I choćby nie wiem co, codziennie wstawić do butiku coś nowego. Niekoniecznie gigantyczną kolekcję, ale choćby jedną rzeczułkę, byle do przodu 😉 Bo te zaległosci które mam już strasznie mi ciążą, muszę przyznać. Człowiek chciałby się zabrać za coś nowego, a nie może, bo podgryzają go wyrzuty sumienia 😉
Jak myślicie, uda mi się? 🙂 Kciuki proszę!
Cóż to dla Ciebie, Edytko!
Dasz radę!
O, świat się kończy!
Kciukam, oj kciukammmm 🙂
No i co? Gdzie nowości na dzisiaj… i wczoraj!!
samokrytyka nie będzie przyjmowana!!
Za późno, samokrytyka już się odbyła we wpisie wyżej 🙂