Kolczyki Swarovski
|||

Splecione z kolorów lata

Kolejne plecionki, bo co się będę ograniczać :))) I co ciekawsze – te też są z podróży 🙂 Powstały w zdecydowanej większości w trakcie zlotu biżuteryjek na Roztoczu, z końcem maja 🙂 Razem z dziewczynami z Krakowa, jedną rodzynką wrocławską i jedną przemyską, wybrałyśmy się w gości do Gosi – PiLLow i tam twórczo spędziłyśmy weekend – biżutkując, gotując i zwiedzając piękne okolice 🙂

I o ile naszyjnik Alexandrea w wersji z czarnym u dołu:

 Naszyjnik Alexandrea Swarovski i srebro

podobnie jak kolczyki:

Kolczyki Alexandrea Swarovski i srebro

popełniłam w cywilizowanych warunkach domowych, przy naszym twórczym stole:

Stół twórczy 😉

o tyle kolczyki miętowo-śliwkowe (plecione na wzór Sparkling Olivine, które z kolei są na wzorze czegoś jeszcze innego, co może wreszcie kiedyś pokażę :)) powstawały już na wybojach drogi z Tomaszowa Lubelskiego do Zamościa i z powrotem, kiedy to siedziałam na przednim siedzeniu, z puszką kryształów i srebra na kolanach 🙂

Kolczyki Śliwki z miętą - Swarovski i srebro

Podobnie zresztą kolczyki Okruchy jesieni:

Kolczyki Okruchy jesieni - Swarovski i srebro

do których bransoletkę dorobiłam już jednak po powrocie do swojej pracowni 🙂

Bransoletka Okruchy jesieni - Swarovski i srebro

A potem, z rozpędu, pokusiłam się jeszcze na wyplecenie do tej serii kolczyków w zestawieniu kolorów, które od zawsze mi się podobało 🙂 Nie zliczę, ile to w dzieciństwie wyrysowałam na papierze blond księżniczek, a każda w sukni turkusowej w żółte kropki 😀

Kolczyki Okruchy lata - Swarovski i srebro

Co ciekawe, pierwszy, czerwono-czarny komplet to była próba odtworzenia podobnego, który pamiętałam, że już kiedyś zrobiłam, ale przepadł bez wieści. Znalazłam go zupełnie niedawno 🙂 Okazuje się, że nie był taki sam, bo naszyjnik różnił się trochę:

Naszyjnik Alexandrea w czerwieni - Swarovski i srebro

a kolczyki, choć niby takie same, kolorystycznie były ułożone odwrotnie, z czerwonym u dołu 🙂

Kolczyki Alexandrea w czerwieni - Swarovski i srebro

Więc teraz w moim butiku znajdziecie obie wersje 🙂

Co do samego zaś wyjazdu – jak zwykle w biżu-gronie było fantastycznie! 🙂

Całą ekipą 🙂

Gosia wraz z rodziną zabrała nas w piękne miejsca roztoczańskie:

Zielono 🙂

gdzie podziwialiśmy przyrodę, moczyliśmy nogi w rzeczce (co pisząca te słowa inicjatorka akcji “do wody” przypłaciła zapaleniem płuc z zapaleniem strun głosowych ;))

Moczymy stópki 🙂

i pozbywaliśmy się w wyrafinowany sposób zbędnych uczestników wyprawy 😉

Siup!

Zwiedzaliśmy też zoo:

Pełen godności lew, który miział się łapą po brzuchu 😀

i motylarium:

Motylem byłam… ale teraz już mnie wypuśćcie! 😀

jak również twierdzę zamojską (która jednak do pięt nie dorasta przemyskiej, prawda Iza?), w towarzystwie chyba ciut stremowanej przez naszą bandę Pani przewodnik:

Wewnątrz twierdzy Zamość…

Zwiedzanie odbyło się oczywiście, jak zawsze, w pełnym majestatu skupieniu i powadze 😉

… i w jej zewnętrznej części 😉

Oprócz tego w Zamościu i Lublinie zajadałyśmy lokalne pyszności:

Słodkości z Lublina

a prócz tego, last but not least, wyżywałyśmy się twórczo w drodze i stacjonarnie, w piwnicy (w której mnie jednak prędko nakryto ;))

Przyczajka piwniczna 😉

i przy stole, przy którym rankami i wieczorami odbywało się boskie obżarstwo:

Om nom nom nom….

na przykład pochłanianie przyrządzonego przez nasze mistrzynie sushi:

Susziszefki 😉

Kto z nami nie pojechał, niechaj żałuje 🙂 Bo mnie się micha cieszy na samo wspomnienie i już teraz zacieram ręce na myśl o powtórce 🙂 Może za rok? 🙂

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *