Przepis na upały – dietetyczne domowe lody (bez maszynki!)
Podzielę się z Wami jednym z moich najbardziej doniosłych odkryć kulinarnych ever – da się zrobić ZAJE***TE lody w domu, i to bez maszynki do lodów! 🙂 Już nigdy nie spojrzycie tym samym wzrokiem na byle Grycana czy Zieloną Budkę 😉
Na dodatek lista składników na domowe lody jest bajecznie prosta i krótka:
- 2-3 jajka z lodówki
- maślanka (ja uwielbiam Krasnystaw w biało-zielonych kubeczkach, połowa to aż nadto)
- zamrożone owoce, (ja mrożę dość luźno w litrowych pojemniczkach, nie zawsze pełnych)
- słodzik (w tabletkach, w płynie, w pudrze – obojętne :))
Tyle 🙂 Nie do wiary, prawda?
Jakieś 15 minut przed robieniem lodów wyciągam owoce (tu: maliny) z zamrażarki i przekładam do lodówki, żeby trochę rozmarzły. Będzie je potem trzeba zmielić blenderem, a mój mógłby sobie nie poradzić z takimi twardymi jak kość. W lodówce maliny trochę popuszczą, ale równo, na całej objętości – wyjęte na zewnątrz rozmarzłyby szybko z wierzchu, a w środku dalej byłyby twarde i wyszłaby brejka, a nie lody 🙂
Skoro maliny już w lodówce, lecimy dalej 🙂 Żółtka oddzielam od białek i ubijam na sztywno ze słodzikiem, jak kogel mogel 🙂 Białka odkładam do lodówki – przydadzą się zapewne do czego innego, nie do lodów 🙂 Najczęściej dodaję je potem do sernika, jajecznicy albo mielonych 🙂
Do ubitych żółtek dolewam maślankę i bełtam aż się wybełta, czyli zasadniczo parę razy machnę trzepaczką i gotowe 🙂
Dorzucam zamrożone, ale kwadrans w lodówce leżakujące maliny. Wsadzam w to wszystko blender i miksuję. Zawsze warto po trochę, zaczynając od tej części miski, gdzie więcej jest żółtek z maślanka, niż malin – gładziej pójdzie, niż rzucając się od razu z machiną na głęboką wodę 🙂
Zamarznięte maliny zamrożą maślankę i żółtka, a całość stanie się najwspanialszymi lodami pod słońcem 🙂 Megaowocowymi, o boskim kolorze i kremowymi, dzięki tłuszczowi z jajek 🙂
Lody najlepiej oszamać od razu, bo nie wiem czy nadają się do ponownego schowania do zamrażarki – ja bym nie ryzykowała (od dziecka mi wbijają w głowę, że się nie mrozi dwa razy jednej rzeczy, a wszak maliny już były zamarznięte). Nigdy zresztą nie udało mi się spróbować, bo dobrze wchodzą w każdej ilości 😉
Są znacznie zimniejsze od sklepowych i szybciej się topią, trzeba sprawnie operować łyżką 😉 Nie mają zagęstników, mączek drzew świętojańskich i pokrewnych, więc topią się do takiego rzadkiego koktajlu, jak można się spodziewać, nie do kremowej brejki jak Algida 😉
Jeśli ktoś nie jada jajek na surowo, może z powodzeniem zastąpić żółtka i maślankę śmietaną-kremówką. Z kolei jeśli ktoś nie lubi słodzika, może spokojnie użyć cukru, stevii, ksylitolu, diabexu czy miodu 🙂 Wszystko i tak wyjdzie doskonale 🙂
Lody można oczywiście robić z innymi owocami – ja próbowałam już z bananów z sokiem cytrynowym, z pomarańczy z imbirem i czekoladą (lubię to połączenie), z truskawek, z jabłek z cynamonem, z porzeczek, z brzoskwiń, z gruszek i z… ogórków 🙂 Wszystkie są super, tylko ze śliwek mi nie podeszły, ale spróbuję jeszcze z powideł śliwkowych – mam wrażenie, że mogą wyjść lepsze 🙂
W planach mam jeszcze dyniowe, niech się tylko sezon na dynię zacznie 🙂