Nie znoszę kolorów!
Nieeee… Nie ja 🙂 Ja lubię 🙂
Ale wyobraźcie sobie, że Monika Tarasin-Lenart nie znosi ponoć! Dowiedziałam się o tym przypadkiem i nie mogłam wyjść z szoku. Jak to, kobieta, która takie barwne cuda ze szkła robi? Nie może być!
A jednak 🙂
Podpytywałam ją kiedyś, bo chciałam jej zrobić w prezencie komplecik-niespodziankę, w podziękowaniu za wszystko, czego od niej nakradłam 😉 Musicie bowiem wiedzieć, że za każdym razem kiedy jestem w pracowni Moniki (na szczęście dla niej – nie tak znów często ;)) wychodzę z czymś, a Monika macha na to ręką. A to znajdę pod piecem przepiękne otyłe aniołki i słyszę “Weź sobie, i tak już takich nie robię”, a to zakitram śliczne talerzyki z bąbelkami (“Zabieraj, i tak nikt ich nie kupi, są za cienkie”), a to na jakiejś półce wygrzebię niedokończone podkładki pod kubek, które w moich rękach stają się przykrywkami do zaparzania herbaty 🙂
Z tymi podkładkami Monia zresztą przeszła sama siebie, bo gdy tylko je ujrzałam i stwierdziłam, że idealnie pasowałyby mi kolorami do kuchni oraz zapytałam, ile kosztują, zostałam ofuknięta, że mam sobie zabrać, bo są za małe.
– Jak to za małe? – zapytałam, bo wyglądały całkiem w porządku.
– Mają 9 cm, a powinny mieć 10,5 cm.
Otworzyłam oczy ze zdumienia, bo jako żywo – nie znałam żadnych tak szczegółowych norm wymiarowania podkładek pod kubki 😉 Próbowałam przekonać Monikę, że te są całkiem ok, że przecież ludzie mają kubki różnych rozmiarów, ale nie dała sobie przetłumaczyć 🙂 Mają mieć 10,5 cm i koniec, kropka. Te pójdą na przetopienie.
Uratowałam je więc przed zbędnym recyclingiem i służą mi codziennie, wywołując na dzień dobry uśmiech na buzi przy każdym zaparzaniu herbaty 🙂 Okazało się bowiem, jakby tego wszystkiego było mało, że te 9 cm jest wręcz idealne na moje ulubione kubki (pierwszy dostałam w prezencie od Kasi i od razu pokochałam :)) – nie pod, ale właśnie na 🙂
Ale do rzeczy, do rzeczy! Zaiwaniłam masę śliczności, to się chciałam biżutem jakimś wyplecionym zrekompensować i podpytywałam tylko delikatnie Monikę, jaki kolor lubi. A ona mi na to, z właściwą sobie ekspresją: Edyta! Ja nie znoszę kolorów! Ja już mam dość kolorów!
Postanowiłam więc zrobić komplet monochromatyczny 🙂 Wprawdzie szary to też kolor, jak przekonywał mnie mój dziadziuś, gdy brzdącem będąc pytałam go, kiedy wreszcie kupi sobie kolorowy telewizor, ale wiecie… No wiecie 🙂
Powstała więc Abril w szarościach i grafitach 🙂 Nie wiem jak podobała się Monice, ale mam nadzieję, że od czasu do czasu chociaż do zamiatania zakłada 😉