Szewc w butach ;)
Wczoraj miała miejsce pewna rodzinna uroczystość – mój chrześnik przystępował do I Komunii Świętej (kiedy on tak urósł? dopiero go do chrztu trzymałam!). Żarty żartami, ale w związku z tym jakiś czas temu padło na mnie widmo eleganckiego ubrania się – zgroza! Kombinowanie wdzianka takiego, żeby rodzinie wiochy nie robić, a jednocześnie nie wyglądać jak woźny w dzień nauczyciela, wykorzystało przez dwa tygodnie wszystkie moje rezerwy umysłowe, na skutek czego dwie z moich trzech komórek mózgowych obumarły, a ta ostatnia zabłądziła, nie wpadło mi więc do głowy, że pasowałoby przywdziać jakiegoś biżuta 😉 Dopiero gdy sobota zmieniała się w niedzielę, a do mszy zostało paręnaście godzin, z czego przynajmniej 5 planowałam przeznaczyć na sen 😉 jedna szara komórka się zregenerowała i przypadkiem zderzyła z tą ostatnią zagubioną i plum! Myśl zaświtała, że nie mam nic do uszu ani na szyję. A na szyję coś się prosiło, była goła totalnie.
Na gwałtu rety zaczęłam obmyślać, jakie ja mam kamienie, które mogłabym wykorzystać. Niestety, do sweterka w kolorze fuksji niewiele naturalnych minerałów pasuje 😉 Z szaloną determinacją wzięłam się za przeczesywanie pudeł z minerałami i wygrzebałam raptem jakieś siedem małych kuleczek jadeitowych i jedną barwioną agatową kostkę. Położyłam to przed sobą i z pewnym powątpiewaniem stwierdziłam, że jestem stanowczo za mało kreatywna, bo z tego to ja na pewno nic rzucającego na kolana nie stworzę 😀
Zerknęłam więc przepraszająco na puszki ze szkłem i zaczęłam grzebanie w tej z różem. Kryształków łososiowych, majtkowych i wszelkich innych to miałam w grzyba i trochę, a w takiej klasycznej fuksji to raptem dwa i to różne 😉 Już myślałam, że będę musiała chwycić się ostatniej deski ratunki i sięgnąć po drobnicę, gdy wzrok mój padł mimochodem na pudło z perłami. Peeeerłyyy!!! No tak, przecież tam na pewno coś jest! No i było, już nigdy się nie zganię za kupowanie na zapas 🙂 W perłowym pudełku czekał na mnie sznur w jasnym różu i sznur w fuksji idealnie pasującej do sweterka, po prostu jak dla siebie stworzone. Wygrzebałam więc jeszcze kupioną ze trzy lata temu i niewykorzystaną jeszcze srebrną orchideę, kilka kuleczek Swarovskiego w odcieniu Fuchsia i zmontowałam taki prosty naszyjniczek, a do tego, jako że naszyjnik nieskomplikowany, ale duży i bogaty, drobniutkie kolczyki-wkrętki:
Do wdzianka pasowało to i-de-al-nie. Okrągła forma naszyjnika grała super z okrągłym dekoltem swetra, a orchidea wpadała w sam raz w dekolt „V” wystającej spod sweterka białej bluzki 🙂
Czasem na szybko udaje się człowiekowi zrobić coś, z czego jest zadowolony 🙂