Nowa miłość na horyzoncie ;)
Tak jest, moje drogie, nie ma co ukrywać, wiosna sprzyja rozkwitowi uczuć, chyba się zgodzicie 🙂 I na mnie jakiś czas temu jak grom z jasnego nieba spadło zauroczenie, któremu zupełnie nie mogłam się oprzeć. To była miłość od pierwszego wejrzenia…
Jak tylko zobaczyłam migdał Swarovskiego w odcieniu Sahara, wiedziałam, że musi być mój 😉 I nie miałam zamiaru ograniczać się do jednego, oj nie… 😀
Ten kolor jest po prostu niesamowity! Nie można go uznać za nowy, bo istniał sobie w gamie Swarovskiego już dobrych kilka lat, ale do tej pory wypuszczano w nim tylko wszelkiego rodzaju kryształki “ramkowe”, więc odcień nie miał szans w takich cieniznach zaprezentować się w pełnej krasie. Kiedy jednak wykorzystano go w migdałkach, to już zupełnie co innego…. mmmmmrau… 😉
Trzeba jednak przynać, że ktoś, kto taki kolor nazwał Saharą, musiał naprawdę uderzyć główką o coś istotnie kanciastego 😀 No jak słowo daję! Gdzie on tę Saharę widział? Oazę – tak! Z wodą i zielenią wokół, ale pustynię? No dobrze, w samym środku kryształu może czasem pod pewnymi kątami da się dostrzec refleksy w odcieniu mokrego piasku, ale tak poza tym w krysztale zdecydowanie dominują zielenie i niebieskości. Obrzeża są takie, jak inny kolor Swarovskiego – Montana, tyle że trochę jaśniejsze, zbliżone do jeansu, a im bliżej środka, tym bardziej ten jeans zmienia się w cieplutki seledyn. Temu z kolei w mocnym świetle sztucznym zdarza się wpadać w khaki i oliwki. Jednym słowem bujna zieloność i migocząca, czysta woda, a ktoś to Saharą ochrzcił 🙂 Bardzo zabawne 🙂
Nazwa nazwą, ale jaka by ona nie była, do Sahar aż mi się łapki paliły 🙂 Póki co powstały z nich trzy komplety:
i Pnącza:
Jestem jednak przekonana, że to nie będzie koniec, bo do tego odcienia wciąż mnie ciągnie i ciągnie 🙂
Ech, ta miłość! 😉