owoce od czapy
|||

Żyję, żyję!

ale co to za życie, chciałoby się dopowiedzieć, zupełnie jak w dowcipie 🙂 (o całość żartu mnie nie pytajcie, bo zupełnie nie pamietam reszty, utkwiła mi w głowie tylko puenta ;))

Piszę więc tylko, aby się odmeldować – jestem cała, choć ledwie dycham, milion spraw się dookoła rozgrywa, a ja nie wiem w co ręce włożyć. Powoli jednak widzę światełko w tunelu, więc ostrzegam, że moja aktywność butikowo-blogowo-wszelaka niedługo wróci na dawne tory. Drżyjcie i nie wyrzucajcie mnie jeszcze z czytników, tak łatwo się nie dam spisać na straty 🙂

Wprawdzie nigdy chyba nie zdołam Wam opowiedzieć o wszystkim, co się w ciągu ostatnich trzech tygodni zdarzyło, ale coś tam pewnie zdradzę w ramach usprawiedliwienia 🙂

O, a tu Wam pokażę fotkę wibrujących kolorami owoców z mojego sadu (nie wspominałam, że mam obecnie sad? aha… no to: mam sad, moi drodzy, i to taki całkiem w dechę :)), bo notka bez obrazka to jakaś taka licha, a lepszego pomysłu na ilustrację jakoś nie mam 😉

Owoce z wiejskiego marisellowego sadu ;)

 

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *