Cofam! Cofam! Cofam! Czyli pean na cześć Silver Nightów ;)
Pamietacie, jak niecały miesiąc temu pisałam, jak to nieszczególnie przekonują mnie wprowadzane nowe odcienie kryształów Swarovskiego? Że ta szarość nowa, to odgrzewany kotlet i rzecz zupełnie zbędna, bo tyle ich już jest?
No więc pragnę oto oficjalnie ogłosić, że o 180 stopni zmieniłam zdanie na ten temat i teraz uważam, że odcień Silver Night mógłby być nawet tysięczną szarością w gamie Swarovskiego, a i tak bym go ubóstwiała 😀
Coś mnie bowiem podkusiło i kupiłam Silvernightowe migdałki oraz Wingsy, zakochując się w nich od pierwszego wejrzenia 😀 No ale czy można się nie zakochać?
Jeśli miałabym Silver Night porównywać do jakiegoś istniejącego koloru, to powiedziałabym, że najbliżej mu do Crystal Satin, przy czym ma zdecydowanie więcej głębi i o wiele piękniej się mieni. To jest po prostu taka Red Magma (którą też koooocham), tylko w graficie, czerni i szarościach 🙂 Swoją drogą, Silver Night z Red Magmą mógłby się całkiem dobrze komponować (trzeba będzie spróbować -> notatka dla samej siebie na później ;))
Póki co nie dołączałam tym kryształom żadnego towarzystwa w odmiennych barwach, a jedynie ubrałam je w srebro – kilka kompletów w białe, jak je producent stworzył ;), a kilka w oksydowane, bo oksyda z mieniącymi się grafitami świetnie współgra 🙂
I choć w Kopalni zrobiło mi się teraz na pierwszy rzut oka strasznie szaro i jednokolorowo, ja jestem zadowolona z tych ostatnich wytworów 🙂 Szkoda tylko, że żadne zdjęcie nie jest w stanie pokazać, jak ładnie te kryształy prezentują się w rzeczywistości (albo to mnie jakoś brak fotumiejętności :)).